Siedem lat temu odbyłam moją najtrudniejszą podróż.
Najpierw z Aleppo do Tartuz drogami omijającymi tereny, na których trwały walki.
Podróż przez ziemie rebeljantów i sił rządowych.
Dalej już było łatwiej, bo z Turcji samolotem do Warszawy.
Początkowo nie wiedziałam, czy jadę na wakacje, czy na długie lata. Niestety zagrożenie było dość spore i decyzja trudna. Zostaję.
Wysłałam chłopaków do szkoły. Dobrze, że znali język ( choć tylko mówiony ). To było jak wejście do głębokiej wody.
Nigdy nie zapomnę pierwszej lektury, którą przerabiał mój starszy syn w gimnazjum.
" Antygona". Czytaliśmy razem.
Przez tyle lat pod moim blokiem w Aleppo strzelał snajper, jeździły czołgi, trwały walki.
I teraz, po tym czasie, kiedy już się to skończyło, kiedy w dzielnicy ucichło, można tam dojść i zobaczyć i wyobrazić sobie, co tam się działo.
Ulica, przy której mieszkałam.
Ulica, przy której mieszkałam.
Zdjęcie po lewej ta sama ulica bliżej mego bloku, zdjęcie po prawej wejście do mego bloku.
Kiedyś tam wrócę i zobaczę na własne oczy.
Trudne wspomnienia , ale na pewno dla Ciebie ważne , choć bolesne!
OdpowiedzUsuń